Dzień nie zapowiada się najlepiej…budzimy się wcześnie przed 6, a tu leje. Czyli ze wschodu słońca nad Ha Long nic nie wyjdzie. Na szczęście jak to w Wietnamie, około 8 przestaje padać ale w dalszym ciągu jest bardzo wilgotno, przez co nad wodą unosi się mgła.
Zmieniamy łódkę, bo nasza zostaje na 2gą noc na zatoce i zaczynamy wracać do portu. Po drodze zatrzymujemy się przy pływających wioskach na kajaki! Mamy pół godziny żeby samodzielnie popływać sobie pomiędzy wystającymi z wody skałami, unoszącymi się domami, wpłynąć do jaskini…jest świetnie, co z tego że na każdym kroku pełno turystów i warkot silników, ale jest to miejsce na pewno magiczne i warte odwiedzenia.
Do Hanoi wracamy popołudniu, znów prawie 4h drogi i postój w sklepie z tandetnymi produktami z alabastru i rękodziełem. Wieczorem jest plan na ukulturalnienie – teatr kukiełek na wodzie. Na miejscu spotykamy nasze 2 polki – najpierw oglądamy przedstawienie a później przy pifku dzielimy się wrażeniami z Ha Long i planami na najbliższe dni. Robi się już późna noc gdy zaczynamy wracać do hotelu – mimo że jest po 23 to na ulicach ciągły ruch, jedynie sklepy są pozamykane, ale bary działają w najlepsze. W hotelu czeka nas niemiła niespodzianka – zamknięte, krata zasunięta i ciemno. No to ładnie. Co dalej? Jest dzwonek! Dobijamy się do drzwi prawie pół godziny i nic! Decyzja – idziemy szukać innego hotelu – prześpimy się i rano zrobimy awanturę. W innym hotelu zaproponowali cenę nie do przyjęcia, więc szukamy dalej, ale wracamy jeszcze do naszego i ponownie się zaczynamy dobijać. Tym razem sukces, po 5minutach dzwonienia i obudzenia całej ulicy w środku pojawia się jakiś ruch! Zostajemy wpuszczeni do środka czyli będziemy spali w zapłaconym łóżku :).