Do Marrakeszu dojeżdżamy na 17.00, przejazd w ruchu ulicznym to niezłe wyzwanie, rowery, motorowery, skutery, motory, wózki z silnikiem no i oczywiście samochody, wszystko to jedzie, trąbi i nie patrzy się na boki...trzeba mieć mocne nerwy i pilnować tylko przodu samochodu żeby nikogo nie potrącić! Dojeżdżamy na dworzec, kupujemy bilety na autobus do Casablanki na następny dzień i wracamy do hotelu oddać samochód. W tym czasie zrobiło się już ciemno i zwiększył się ruch, więc zamieszanie jeszcze większe, jednak o dziwo ta masa pojazdów przemieszcza się dość sprawnie po wąskich uliczkach medyny.
Logujemy się w hotelu i o 20.00 oddajemy dzielnego Logana. Rozstanie bez żalu, sprawdził się jako auto na wycieczkę, jednak brak klimy dał się trochę we znaki.
Wieczorem ruszamy jeszcze na Jaama el-Fna na szklaneczkę soku ze świeżo wyciskanych pomarańczy, drobne zakupy suwenirów na sukach oraz przechadzamy się między stoiskami. Ostatnie spojrzenie na magiczny plac z dachu kawiarni przy the a la menthe i pora iść spać, bo o 07.00 autobus do Casa.