a własciwie good afternoon Vietnam!
Lądujemy w Hanoi pół godziny przed czasem. WOW! Pierwszy raz tak daleko od domu, pierwszy raz w dalekiej Azji, jak będzie? Damy radę :)
Lotnisko dawno ma czasy świetności za sobą, dość ponure i ciemne. Odprawa paszportowa szybka, natomiast na bagaż czekamy dobre pół godziny. Czekając poznajemy 2 polki – mamę z córką co przyjechały na tydzień. Później zgadujemy się też z inną parą z 14 miesięczną Tosią i w takim 7osobowym komplecie jedziemy taxi do miasta.
Oczywiście zaczyna się od tego co piszą w każdym przewodniku i przed czym przestrzegają – kierowca zawozi nas tam gdzie on chce a nie my, czyli do znajomego co prowadzi biuro wycieczkowe. Jeszcze nie zaprawieni w bojach wychodzimy z taxi i płacimy po czym odkrywamy prawdę, no i jest za późno na jakiekolwiek protesty. Pobyt w Hanoi zaczynamy 3km spacerem z plecakami w 30kilku stopniowym upale :) bosko!
Każdy z nas nocuje gdzie indziej więc się rozłączamy po drodze bo każdy szuka swojego hotelu. Z 2ma polkami się spotkamy jeszcze wieczorem i za 2dni w teatrze kukiełek, a z Tosią i rodzicami dopiero w drodze powrotnej, bo wracamy tym samym samolotem – tylko że oni jadą na Bali na 2tygodnie.
Hotel z LP o dziwo proponuje cenę jak w przewodniku – 12$. Warunki dobre – bierzemy.
Krótki odpoczynek i jak zaczyna się ściemniać (ok. 18) ruszamy poznać miasto. Przechodzimy przez gwarne uliczki Old Quarter, obchodzimy wokół jezioro Hoan Kiem i właśnie tam spotykamy nasze 2 polki. Kupujemy razem bilety na przedstawienie teatru kukiełek na wodzie na za 2dni i idziemy razem na piwo. Na sam koniec decydujemy się na zmianę planów i zamiast jechać na Ha Long pojutrze, kupujemy wycieczkę na jutro.